Daily Archives: 26 sierpnia 2007

Dziś są cztery lata

Ja wiem, że ta notka pokryje się zapewne w wielu miejscach treścią z notką Oli. Dziwna sprawa, rzec muszę, ostatnio to się wyjątkowo często zdarza… Wiecie, takie uzupełnianie się blogów. Jak ja chcę coś zawoalować, to to robię na swój sposób. A Ola na swój. I jak się uprzesz i przeczytasz oba, zaraz wiesz o co chodzi :).

Tak, ta notka pokryje się treścią, ale w żadnym wypadku nie było to zamierzone. Owszem, przed kościółkiem (ale dziwne są te msze po polsku…) zdążyłem Lolinkę przeczytać. Ale napisanie noty przyszło mi do łba dopiero w kościele. Gdy Aga, nieziemskiej piękności dziewczyna mego brata, rzekła do mnie owe słowa: „Dziś są cztery lata”.

Poznali się na koloniach. Nie, w zasadzie wcześniej, bo chodzili do jednego gimnazjum. Ale zaczęli być ze sobą na koloniach. Adze Adaś wpadł w oko. No i zaczęła się wokół niego kręcić. Kręcić, kręcić. No i się wkręciła. Sama zaproponowała mu „chodzenie”. Potem zaczęli się całować. Jasne, Adaś wiedział, że nic z tego nie będzie. Że to tydzień i już. „To jest to dzieciak, to wakacyjna miłość”.

Wrócili z kolonii razem. Potem się spotykali. Były fazy, które, gdy się je wspomina, rozwalają Agę na cacy. Bo Aga wtedy była inna. Adaś też był inny. Moja mama lubiła Adasia. Ale nie lubiła Agi. Uczyła ją w szkole i nie sądziła, by to była dla Adasia dobra partia. Adaś naprawdę nie uważał, że ten związek potrwa długo. Ale w pewnym momencie zaczął bronić Agę przed mamą. A gdy skończyły się wakacje, zaczął uczyć ją angielskiego.

Aga się zmieniła. Adaś ją zmienił? Cóż, jeśli na to patrzeć w ten sposób, to i ona zmieniła Adasia. Tak naprawdę zmienili się razem, dla siebie nawzajem i dla siebie samych. Pokochali się. Nie mam do tego wątpliwości.

Kryzys przyszedł dość wcześnie. Nie będę się rozpisywał nad tym, co się stało, grunt, że się rozstali. Na tydzień bodaj. Chyba nie mogli żyć bez siebie. Wtedy moja siostra powiedziała, że przestała wierzyć w to, że już się nigdy nie rozstaną, i że na zawsze będą razem. Wtedy ja zacząłem w to wierzyć tym bardziej.

Drugi kryzys przyszedł na krótko przed tym, jak wydalono mnie z Seminarium. I znów się rozstali. Na krótką, bardzo krótką chwilę. I ta krótka chwila wszystko, jak mi się zdaje, załatwiła do końca. Całą potrzebną historię zmian. Pamiętam, dziś pamiętam, modliłem się, że ważniejszy jest dla mnie ich związek, niż moje pozostawanie w Seminarium. I Bóg mnie wysłuchał. Zabawna sprawa…

Na pielgrzymce w zeszłym roku, gdy wszystko mi się nagle zawaliło i gdy, wśród jedenastki przyjaciół zostałem sam, i wtedy wpadłem w histerię, wszyscy uciekli. Jeszcze niektórzy zaczęli na mnie krzyczeć, że jestem nienormalny, i że mam coś z głową, i że się mnie trzeba bać. Nie uciekły tylko dwie osoby. Adaś i Aga. Aga mnie przytuliła. Adaś zaczął pocieszać. Oni uratowali mnie wtedy z tego ataku. Bo ja mam ataki gdy zostaję sam. A oni mnie wtedy samemu nie zostawili. I wiem, że jak będę przy nich, nigdy nie zostanę sam.

Moja mama pokochała Agę, prawie jak własną córkę. Dla mnie Aga stała się Siostrą, z dużej litery. Doskonałym uzupełnieniem dla mojego brata. Jadwisia, moja rodzona siostra, była jej świadkiem na bierzmowaniu. Aga jest członkiem rodziny. Gdy zacząłem kłócić się z moją rodzinną parafią i gdy opuściłem ją na dobre, wraz z całą rodziną, Aga nawet nie zastanawiała się nad tym, czy mogłaby to zrobić. Było to dla niej całkowicie naturalne. A pielgrzymka z grupą 11, czyli z Franciszkanami, o której już pisałem w jednej z notek, zaszczepiła w nich obojgu głębię wiary i miłości, do Boga i do ludzi.

Nie wiem kiedy wezmą ślub. Wiem, że oboje chcą z seksem do tego czasu poczekać. Chociaż owszem, czasem śpią (tak, śpią!) razem w jednym łóżku. Ostatnio rozmawiałem z Adamem na jakiś temat. O grzechu. Że napiszę notkę o czymś. I wspomniałem moją notkę o antykoncepcji, jaką kłótnię wywołała. „Wiem, że antykoncepcja jest zła” – powiedział mój brat. I wprowadził mnie w totalne osłupienie.

Nie wiem, czy ślub wezmą w ogóle. Chcą. I oni nie wątpią w to, że będą ze sobą już na zawsze. Szczerze mówiąc, po czterech latach, to się wydaje być naturalne. Adaś i Aga są naszą Qrczakową parą. Czasem mówi się, że są jak stare, dobre małżeństwo.

Mają różne charaktery, różny sposób myślenia, czasem nawet różnice światopoglądowe. I pasują do siebie idealnie. Mają osiemnaście lat. Zaczęli być ze sobą w wieku czternastu, cztery lata temu. W tym wieku niewielu myśli o stałym związku, niewielu wiąże się z kimś na tyle lat. Na calutki okres buntu. Nie przeszli tego okresu wyjątkowo łagodnie. Ale wiem, jak wyglądałby ten okres w ich życiu, gdyby nie mieli siebie nawzajem. Gdyby nie ich miłość.

Oni też nie maślą się do siebie na korytarzu. Nie zapominają o przyjaciołach, Aga cieszy się szalenie, gdy mnie widzi, potrafi zadzwonić do mojej siostry, gdy potrzebuje pogadać, albo do mnie, choć Adaś jest akurat pod ręką. Chodzą za rękę, i niektórzy mają do nich pretensje gdy oddalają się od grupy, gdy potrzebują pogadać. Ja nie mam. Ja ich rozumiem.

Czy chemia wygasła? Nie wiem. Uczucia to jednak uczucia, mijają. Ale Aga jest z każdym dniem coraz piękniejsza, dla Adasia. Adaś dla Agi z każdym dniem przystojnieje. Ich związek to przyzwyczajenie, rutyna, i wcale nie uważam, że to coś złego. Bo jeśli stawanie się z każdym dniem piękniejszym i lepszym, i uśmiechanie się, gdy się siebie widzi, i chodzenie za ręce, i prawdziwa, międzyludzka miłość, i tęsknota, nie jakaś nieziemska, lecz taka, zwykła, bo to jest moja druga połowa, to jest osoba, która mnie dopełnia, i myśl, że nie można sobie wyobrazić spędzenia życia bez tej drugiej osoby ma być rutyną, to ja chcę takiej rutyny.

Bo tu nie musi być totalnych maślanych oczu. Tu nie musi być umierania, gdy się siebie nie widzi przez pół dnia. Tu nie musi być ochów i achów, i jaki ten mój facet cudowny, a jaka ona jest bezwadna. Tu nie musi być totalnego, nieokiełznanego pożądania, nie musi być „krew, a nie woda”. Musi być miłość. I miłość jest.

Do nich też nie trzeba pukać, gdy siedzą sami w pokoju. Ale zawsze pukam. „Adaś, wciągaj spodnie! Wchodzę!”

Są jedną z dwóch par, które podziwiam, które adoruję, i na podstawie których pragnę budować swój własny związek. Ta druga para to moi rodzice.

23 lata po ślubie. Mama była pierwszą taty. Ożenił się jak tylko mógł. Skończył 21 lat, za miesiąc (i 5 dni) byli już małżeństwem. Są ze sobą, kochają się, wychowali trójkę dzieci, nie koniecznie cudownych, za to jakich oryginalnych! I uważam, że świetnie je wychowali. Wciąż ze sobą śpią. Wciąż mają sypialnię kompletnie oddzieloną od reszty mieszkania „żeby dzieciom nie przeszkadzać”. Wciąż moja mama jest najpiękniejsza dla mojego taty.

Moi rodzice są przykładem, na którym chcę budować swoje małżeństwo. Idealna rutyna miłości i wierności. Tylko ja zamierzam jeszcze przedkładać Boga nad wszystko. Czyli będzie jeszcze cudowniej.

Adaś i Aga też chcą przedkładać Boga. Są ze sobą cztery lata i ich rutyniarstwo i przyzwyczajenie jest totalnie godne podziwu. Adamie, Agusiu, obyście żyli ze sobą dożywotnio. A potem życzę Wam miłej, wspólnej wieczności w Raju :).

Categories: Ku chwale innych | 4 Komentarze