Poczyniłem ostatnimi czasy kilka spostrzeżeń. Nie wszystkie są związane ze Świętami i Nowym Rokiem, ale postanowiłem je zebrać w kupę i opisać. Zebrać myśli – głównie swoje, nie tylko na swój temat – i przemyśleć je jeszcze raz. Zapytać samego siebie: co dalej z twoim życiem, Artdico Gnorofexie? Co czeka cię w Nowym Roku? Co czeka cię w przyszłości? Ojej, ależ ja jestem melodramatyczny…
Spostrzeżenie pierwsze: MyLog nadal nie działa. Zgredzik twierdzi, że to ze względu na ślub adminów. Ja serdecznie gratuluję adminom MyLoga i cieszę się ich szczęściem. Jednak twierdzę ja, że tak się zwyczajnie nie powinno robić. Jeśli się jest administratorem popularnego portalu na którym płaci się za usługi, to powinno się w jakiś sposób zabezpieczyć portal ten przed zniknięciem. Przy okazji – czy to nie dziwne, że MyLoga administruje tylko para adminów?
W tę czy we w tę – kończę moją karierę MyLogową. Jeśli portal wróci do końca grudnia – zamieszczę tę notkę na moim 3 blogu, po czym przekabacę jej datę tutaj. Jeśli nie wróci – zapiszę się jedynie w komentarzach, by przekierować czytelników, którzy nie mają mnie na gg, na nk, ani na zs na ten tu nowy adres. Będzie to bowiem pierwszy miesiąc, w którym na MyLogu nie pojawi się żadna notka – co jest niezgodne z nałożonymi przeze mnie samego zasadami. I inne takie. Tak czy siak, czy inaczej – zarzucam oto tu adres, na wypadek gdyby udało się wrócić przed końcem grudnia portalowi popularnie zwanemu MyLogiem (kurczę, gadam jak Wojciech Glanc, chyba powinienem się położyć). Adres mój: www.artdico.wordpress.com. Zapraszam.
A przy okazji dodam jeszcze, że już cały mój pierwszy blog przerzucony na nowy adres (przynajmniej w stopniu, w jakim pozostawał zapisany na kompie Piętusia; okazuje się bowiem, że np. w ostatniej notce od tamtego czasu pojawiły się 4 nowe komentarze i jest ich razem 45 – nijak nie daję rady się do nich jednak dostać). Jeśli ktoś zorientuje się, że wpisałem jego adres mailowy nie do końca poprawnie (wyświetla się inna mordka, niż wyświetlałaby się, gdyby był prawidłowy), jest proszony o komentarze. Cóż… Jedynym sposobem na zorientowanie się jest i tak chyba tylko skomentowanie. Btw. zwróciłem uwagę, że są ludzie, którzy z pasją czytają moje prehistoryczne notki. Sam jestem w szoku, że są one do tego stopnia aktualne :).
Spostrzeżenie drugie: Ponieważ już pewnie wszyscy wiedzą, jako że nie zaznaczałem specjalnie, żeby nikomu nie mówić, mogę wyznać, że mam pracę. Znów lepię kanapki, choć tym razem trafiłem do FreshPointa, a nie do McDonalda. Praca się przyda – to każdy może stwierdzić – bo choć dziś utrzymujemy się jeszcze z pieniędzy rodziców, to własne oszczędności przydadzą się niewątpliwie, zwłaszcza, gdy maluszek przybędzie na świat. A i nie zamierzamy się chyba całe życie opierać na pomocy rodziny… Whatsoever. W tej chwili robię na weekendy, bo w tygodniu się szkolę, a studia ukończyć zamierzam. Praca, choć zarabiam prawie dwa razy więcej niż 2 lata temu w Rzgowie, jest mało opłacalna jak na realia warszawskie. Prawdopodobnie więc, gdybym tylko miał więcej wiary we własne siły, poszukałbym czegoś innego. Niniejszym gratuluję więc tylko Albinowi posady w muzeum – fakt zdobycia jej napawa mnie podziwem w stosunku do powyższego. Prawdopodobnie również ze względu na moje niziutkie poczucie wartości, choć bynajmniej nie bez względu na wielkość mojego przyjaciela :).
Spostrzeżenie trzecie: A’propos maluszka. Dziś spostrzeżono, że żyje i ma się dobrze (a przynajmniej jego serduszko ma się jak najlepiej). Nie wiadomo, czy choruje, ale z pewnością czuje się dość dobrze. Bardzo, bardzo dziękujemy za modlitwę w jego (oraz w pewnym sensie także naszej) intencji. Mam nadzieję, że naprawdę wszystko będzie z nim dobrze. Dziękuję.
Spostrzeżenie czwarte: Nie moje, jedynie skonsultowane. Dziwi mnie, że jeszcze tak niedawno my byliśmy przez niektórych podobnie postrzegani. Mówię głównie o ludziach, którzy nie lubią masła, a wolą margarynę. To znaczy – do niedawna wzdrygali się na samą myśl o maśle, nie mówiąc już o tym jak reagowali, gdy serwowano to masło w towarzystwie. Dziś, jak się okazuje, margaryna poszła w kąt, a masła spożywa się tyle, ile my chyba nie spożywaliśmy nigdy. Choć lubimy masło (mimo, że wyjęte z lodówki jest twarde jak kość). Ciekawe, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że jak się wywali na stół tyle masła na raz, to towarzystwo momentami nie do końca nawet wie, gdzie się podziać…
Spostrzeżenie piąte: Ola CeHa uwzględniła nas w swoich planach sylwestrowych. Dziękujemy bardzo serdecznie :). Niestety, nie pojawimy się chyba, bo to nie do końca nasze klimaty. Mam nadzieję, że nam to wybaczysz i będziecie się bawić równie dobrze bez nas, jak i z nami. Pamiętaj, że i tak zawsze możesz na nas liczyć – np. gdy chodzi o wypracowanie z angielskiego :).
Spostrzeżenie szóste: My również wcale nie jesteśmy cudowni. Spotykać się z kimś, z kim mieszkało się kiedyś cały rok, i po pół roku niewidzenia mówić o tym, że wisi nam kupę kasy – to w rzeczy samej brak taktu. Potworny. I nawet nie wiesz, Gódłiczu, jak mi jest głupio. Tak, mówienie o pieniądzach podczas składania życzeń świątecznych jest głupotą, nawet jeśli wpisuje się w moje beznadziejne poczucie humoru. Może właśnie dlatego jest głupotą… Tak czy inaczej – mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce, i że jedynym tematem przez nas poruszanym nie będą pieniądze. Bardzo przepraszam za tamto… „Zachowałem się jak gówniarz, to się już więcej nie powtórzy” :P.
Spostrzeżenie siódme: Były święta. Spędzone w połowie tam, a w połowie siam. Była wigilia i opłatek, kolędy, prezenty, pasterka. Był obiad świąteczny na drugi dzień. A nam się nawet nie udało posprzątać mieszkania. Co więcej – nawet nie zrobiłem tego gdy urwałem się z B. na dwa dni, żeby pracować w weekend. Nasze pierwsze małżeńskie święta odbyły się dość normalnie. Muszę przyznać, że chyba nie przeżyłem ich przesadnie dobrze. Jakoś tak zwyczajnie. Na życzenia mi się nie chciało nawet odpisywać (Pragnę jednak podziękować chociaż Szawełkowi. Tobie również życzę wszystkiego najlepszego!). Bóg urodził się w naszych sercach? Kurczę, to z całą pewnością. Tylko co mi się pokiełbasiło, że jakoś mnie tak zmuliło dołkiem? Może faktycznie jestem już zmęczony? Taaa, wiem, zaraz idę spać.
Ale przynajmniej na prezencie dla mojego T. skorzystałem. Bo Red Alert 3 można zainstalować na 5 kompach z jednej płyty :P.
Spostrzeżenie ósme: Michalina. I wszystko jasne…
I niby nie jest źle. Ba, nawet bardzo dobrze jest! I naprawdę, ale to naprawdę naprawdę. Ale tak naj naj naj najbardziej naprawdę (i najnajnajlepsiejszą przyjaciółką! Ach, te bąbelki Aero!). No naprawdę jestem najszczęśliwszy na świecie. A jakoś większość z tych spostrzeżeń jest taka przygnębiająca. Nie wszystkie, to fakt :). Trzecie i piąte to nawet radością napawają, przyznać trzeba. Ale pozostałe? Skąd w tym wszystkim tyle tego, że aż mnie zemdliło? Nie wiem.
Wiem za to, że żona śpi obok, od dawna już, a ja klikam i klikam, zamiast się położyć obok niej i też usnąć. Wiem też, że ślicznie wygląda, także jak śpi. I że kocham ją nad życie. Miłość jest w powietrzu i to się wie, także wtedy, gdy pierwszą rzeczą, którą robi się po dwóch dniach niewidzenia się, nie jest rzucenie się na szyję, lecz płacz, połączony z rozpaczą niemal, bo przecież kupiłem tego Żyda, a nawet nie będę mógł go opchnąć… A ona rozumie, jak nikt inny nigdy.
„Bóg jest” – napisałem kiedyś taką notkę (teraz przepadła w otchłaniach MyLoga). I potwierdzam, że jest. Musi być. Nawet jeśli bardzo mądry pan Hitchens twierdzi inaczej (Dawkinsa jeszcze nie przeczytałem, przepraszam Szejku). Nawet jeśli nie przeżywa się świąt tak, jakby się czasem chciało. Bóg jest. Bo gdyby Go nie było, ona by nie spała tu, obok. I nie nosiłaby pod serduszkiem mojego maleństwa. I jeszcze…
I jeszcze…
I jeszcze Bóg jest, bo gdyby Go nie było, nie byłoby Was. Nawet, jeśli czasem mam Was dość. Wszystkich. I siebie też.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Najnowsze komentarze