Zacznę od krótkiego podsumowania czasów ostatnich. Nie będzie tego dużo, tylko trochę statystyki. Chciałem bowiem powiedzieć, że notka o Afryce, która w krótkim czasie zmieniła się w pole bardzo dziwnej „bitwy”, zdobyła zainteresowanie, które pobiło moje oczekiwania. Komentarze odbijały się w niej na zasadzie ping-ponga („Do you know what it feels like” i tak dalej) i szybko zaczęły zbliżać się do niebezpiecznego limitu – bo nigdy jeszcze w żadnej notce nie miałem tylu komentarzy, co w notce o moim usunięciu z seminarium. Tam znalazło ich się 45, i to na przestrzeni kilku lat. Nie chciałem, by ta magiczna liczba została przebita z taką łatwością, postanowiłem więc odwrócić Waszą uwagę jakimś kontrowersyjnym tematem. Zarzuciłem notkę o celibacie – ale jakoś nawet Łajt Flałer nie przyszedł… Notka zakończyła swój żywot jako zachęta do proponowania treści notek. Kiedy więc nadal Afryka rulowała, złapałem za 44 komentarz i napisałem na jego podstawie notkę. No i wtedy się zaczęło!
Pakiet lojalnościowy nie zdobył aż tylu komentarzy, ping-pong („Do you know what it feels like”) trwał tam tylko dwa dni, ale oglądalność bloga przez te dwa dni szczytowała niespodziewanie, pobijając poprzednie rekordy o setkę. Afryka była bezpieczna.
A potem Makota niespodziewanie bardzo głośno się zaśmiała. No i przelałem czarę. By dołożyć swe trzy grosze, Masq napisał komentarz nr 47 – i oto mamy nowy rekord :). Gratuluję. Zaznaczę tylko, że oglądalność w Pakiecie dziś przebiła tą afrykańską. Też gratuluję :).
Dziś nie będzie kontrowersji, przynajmniej nie takie. Po tym przydługim wstępie przejdę do napisania o czym miałem napisać. Ponieważ 47 komentarz był prośbą o tłustoczwartkową notkę, chciałem się uporać w czwartek – ale zabrakło mi sił. Piszę więc dopiero teraz. A ta notka będzie odpowiedzią na prośbę Wioli (Maggie, wciąż mam za małą wiedzę na temat kapłaństwa kobiet, ale ją pogłębiam). Wiola poprosiła mnie w swym komentarzu m.in. o odniesienie się do kwestii czystości przedmałżeńskiej na podstawie tekstu pana Tomasza Piątka, który znajduje się tu. Pomyślałem wprawdzie, że o czystości przedmałżeńskiej to już sporo bywało, ale można zawiesić oko i klawiaturę jeszcze raz na tym aspekcie, patrząc od trochę innej strony. A oprócz tego, w czasie lektury, wynurzył mi się jeszcze inny problem, który też postaram się poruszyć.
Zacznę może od tego, że autor artykułu opiera się na słowach Lutra, który mówił, że „pożądanie seksualne dane jest człowiekowi tak samo jak pragnienie jedzenia, napoju i snu. Ten, kto próbuje powstrzymać się od seksu, jest jak ktoś, kto próbuje powstrzymać się od sikania (autentyczne słowa Lutra).” I już tu, absolutnie, nie mogę się z Piątkiem, ani z Lutrem, zgodzić. Zresztą, jak zaznaczałem, o czymś podobnym kiedyś pisałem, odpowiadając na Malińskiego. Pożądanie seksualne bowiem nie jest tak samo dane, jak pragnienie jedzenia, napoju i snu. Wręcz przeciwnie. Człowiek umiera po kilku dniach niepicia, po tygodniu niejedzenia, a nie śpiąc kilkanaście godzin, zwykł słaniać się na nogach (jak ja w tej chwili) i też z pewnością długo nie przeżyje bez snu – choć to się raczej samo o siebie upomni. Człowiek, który nie uprawia seksu, żyje i rozwija się zupełnie normalnie. Mężczyźni (ani kobiety) nie mają żadnych buraczanych potrzeb seksualnych, co zdawał się sugerować Maliński (z którego podobno zrobiłem idiotę – ale nie otrzymałem odporu :). Ponieważ seks nie jest potrzebą. Luter mówi, że powstrzymywać się od seksu to jak powstrzymywać się od sikania? Stwierdzę, że to kiepskie porównanie. Myślę, że niejedno z Was to potwierdzi. Bo, w sumie, kiedy następuje ten moment, gdy seks staje się tak naglącą potrzebą? W wieku 13 lat, czy w wieku 18, czy w momencie znalezienia sobie tego konkretnego partnera? A co wcześniej? Tak, wiem, pan Piątek również mówi o wstrzemięźliwości – że Bóg chce, byśmy tę palącą potrzebę zaspokajali w monogamicznym związku. Porównuje to też do jedzenia z panem Kowalskim: „Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: nagle okazuje się, że mogę jeść tylko w towarzystwie pana Jana Kowalskiego. Muszę spotykać tego człowieka kilka razy dziennie, poznając go coraz bardziej. Siłą rzeczy, potrzebuję go jak samego siebie.” No dobrze, a co wcześniej? Mam nie jeść, dopóki nie spotkam tego odpowiedniego pana Kowalskiego? Może się mylę, ale tak mi to wygląda. Tak więc zaznaczę jeszcze raz – seks jest czymś pięknym, wspaniałym, wzniosłym. Ale nie jest potrzebą.
Sam kiedyś napisałem notkę o moich kłopotach z czystością. Potem udało mi się z tymi kłopotami uporać. Uskuteczniałem wstrzemięźliwość dopóki nie wziąłem ślubu – przez sześć lat! Czy umarłem? Nie, jeszcze żyję. Co więcej – mieszkałem i spałem ze swoją narzeczoną przed ślubem przez rok (nie piszę tego by ukazać jako coś godnego naśladowania), a mimo tego uskuteczniałem wstrzemięźliwość – nie miałem żadnych problemów z wytrzymaniem – i do tego nie umarłem. Niektórzy naówczas podejrzewali mnie o aseksualność. Inni mówili, że to moje bagienko mnie tak skrzywiło. Cóż, zauważmy, że moja żona jest w ciąży. Nie muszę chyba nikomu opowiadać, jak do tego doszło. Seks jest więc popędem. Jest atrakcyjną, kuszącą sprawą. Ale nie jest potrzebą. I nie porównywałbym go z sikaniem.
„Nie chodzi więc o to (…) że chrześcijanin ma dusić w sobie pragnienia. Odwrotnie: chrześcijanin ma pragnąć totalnie: całym sobą i na całe życie.” – I tu muszę się zgodzić, bo właśnie o to chodzi! Chodzi o to, by chcieć ten swój popęd oddawać tej jednej, jedynej osobie, by pragnąć na całe życie być całym dla tej jednej osoby. Spójrzmy jednak na ten fragment, który wyciąłem: „jak chcą katoliccy chwalcy celibatu”. Hmmm… Czyżby? Hej, przecież ja jestem katolickim chwalcą celibatu! No właśnie o to chodzi! Człowiek ma pragnąć całym sobą, ale JAK ma to zrobić, jeśli uznamy, że seks JEST potrzebą?
Skupmy się przez sekundę chociaż na naturze ludzkiej. Wiemy, że człowiek jest istotą rozumną i wolną. Jako jedyna istota świata. Wierzymy (choć nie wszyscy), że to dzięki Bożej woli. Jako chrześcijanie chyba właśnie w to wierzymy. Wiemy też, że Bóg chce, abyśmy łączyli się w jedno ciało tylko ze swoją żoną (Rdz 2, 24; Mt 19, 5-6). Jest to spowodowane tym właśnie, że człowiek jest na tyle rozumny i na tyle wolny, by nie odpowiadać zawsze „tak” na swoje popędy. Że nie działa bezwolnie w celu poczynania wielkiej liczby potomstwa. Gdyby tak było, pomyślcie logicznie, gdyby musiał odpowiedzieć pozytywnie na swój popęd (który w naturze wiąże się bezpośrednio z prokreacją), to po co wymyślałby antykoncepcję? A poza tym, być może (nie, nie być może, z pewnością) wstrzemięźliwość seksualna nie jest rzeczą prostą. Ale Jezus sam mówił: dla Boga nie ma nic niemożliwego. Dlatego my, chrześcijanie, mamy za zadanie z miłości prosić Boga o pomoc w dochowaniu czystości dla naszego męża, naszej żony. A Bóg nam pomoże, gwarantowane.
„Seks nie jest potrzebą a popędem. Czy słyszeliśmy o tym, by ktoś umarł od abstynencji seksualnej, tak jak można umrzeć np. z głodu lub pragnienia? Niektórzy wprawdzie robią takie wrażenie, ale nie trzeba się o nich lękać. W każdej społeczności są ludzie, którzy żyją, zachowując pełną wstrzemięźliwość” – jak mówi Jan Bilewicz.
Pozostaje kwestia tego, co jest, jeśli dojdzie do współżycia przed ślubem. Autor felietonu powołuje się na fragment Wj 22, 16. Fragment ten, czytany w szerszym kontekście, zawiera szereg praw starotestamentalnych, których, Bogu dzięki, chrześcijaństwo już nie przestrzega. Wersety 17 i 18 głoszą na przykład: „Nie pozwolisz żyć czarownicy. Ktokolwiek by obcował ze zwierzęciem, winien być ukarany śmiercią”. Tych czarownic to kiedyś, zdaje się, nie oszczędzano. Nie wiem, jak było z zoofilami. Pamiętamy dobrze, że Jezus przyszedł i nauczał, że nie człowiek dla prawa, lecz prawo dla człowieka, że On jest panem prawa, etc. O prawie miłości nauczał zwłaszcza. I być może niektórzy nadal uważają, że prawo jest do przestrzegania w 100%. Ale oni mają jeden swój cytat z Ewangelii, no i jeszcze ten o sądzeniu, a reszta ich już nie bardzo obchodzi.
Pan Piątek pisze, w związku z wymienionym przez niego cytatem, że „Hania (zresztą buddystka) i ja byliśmy właśnie w takiej sytuacji. Pastor Michał Jabłoński z mojego Zboru Ewangelicko-Reformowanego, powiedział mi: Bóg już pobłogosławił, skoro jest miłość, teraz czas na to, żeby pobłogosławił Kościół. Pastor Włodzimierz Tasak ze Zboru Chrześcijan Baptystów dodał: poślubić niezwłocznie.” Kiedy dyskutowaliśmy w oparciu o ten fragment z dwiema znajomymi, Gosią i Martą, rzuciły one hasło, że „ssaki leśne nader często uzyskują takie błogosławieństwo”. Jeśli ktoś nie rozumie pojęcia „ssaki leśne” to dodam, że są to takie stworzenia, które wychodzą do szosy, najczęściej gdy jest ciepło. Marta, jako twórca tego słowotworu, lepiej by to wyjaśniła.
Może to dość drastyczny przykład, ale nieźle mi tu pasuje. Dlatego, że każdy może popełnić błąd. Każdy może popełnić ten błąd wiele razy. I z niejedną osobą. Z taką koleżanką na dyskotece na przykład. Nie pytam – czy ma wziąć z nią ślub. Pytam: czy Bóg już pobłogosławił ich związek, na wieki wieków uff? Nie, nie przypuszczam. Bóg bowiem błogosławi związek w momencie przyjęcia sakramentu ślubu. I wówczas błogosławi go również pod kątem współżycia. Nie błogosławi związku jak małżeństwa w momencie współżycia. Można by rzec – dzięki Bogu. Bo pomyślmy, ile złych, nieszczęśliwych małżeństw tworzyłoby się tą udziwnioną metodą?
Rozumowanie pana Piątka jest, moim zdaniem, czymś w rodzaju samousprawiedliwienia. „Tak, owszem, nie dochowałem czystości przedślubnej, ale Bóg pobłogosławił mój związek, wziąłem więc ślub z moją obecną żoną”. Nie musiałem dochowywać czystości – bo Bóg pobłogosławił w momencie współżycia. Zamiast rozwijania cnoty z miłością i z miłości – mamy kiepski sposób na usprawiedliwienie się. A, co ciekawe, spotykamy go często nie tylko wśród ewangelików (którym to jest autor tekstu), lecz również u poważnie podchodzących do wiary katolików…
A pierścienie czystości? Zależy jakie mają dla kogo znaczenie. Porównywałbym je do krucjaty. Jestem absolutnym przeciwnikiem kupowania ich przez babcie i ciocie na Pierwszą Komunię, czy nawet na bierzmowanie. Ale jeśli spotykamy dziewczynę, która ma na palcu pierścień czystości, to przychodzi nam do głowy, że może to być np. ktoś myślący podobnie do nas. Ten pierścień nie musi pomagać nam w utrzymywaniu czystości. Może, tak jak KWC, być dla nas zwieńczeniem jakiejś trudnej, ale już podjętej, decyzji. I w tej sytuacji jestem jak najbardziej przychylny. Choć cena chyba trochę za duża…
I jest jeszcze ten drugi aspekt tekstu, którego prawie udało mi się jakoś nie zahaczać dotychczas (co było trudne). „Wokół pokwitających młodych ludzi skaczą przekwitający starzy faceci, rzekomo uprawiający czystość, którzy straszą grzechem śmiertelnym, żądają czegoś fizjologicznie bardzo trudnego” lub „Straszenie młodych zakochanych ludzi grzechem śmiertelnym jest takim samym szantażem, jak wciskanie im nowego telewizora” – co to oznacza? „Ach wy źli katoliccy księża! Straszycie dzieci piekłem i zmuszacie do przestrzegania waszych wymysłów!”
„A wy, źli ewangelicy, nie dość, że nie macie księży, to jeszcze pozwalacie na seks przed ślubem!”
„A wy, katole, to nie pozwalacie kobietom być kapłanami!”
„A u was, ewangelików, to gejów żenicie!”
„A wy mordujecie gejów!”
„A wy zabijacie dzieci nienarodzone!”
„A wy hodujecie smoki!”
„Ale wy większe!”
I tak w koło Macieju. Tak, to nie tylko tak między katolikami a protestantami. To zdarza się też tu, wśród nas, na tym blogu. Może słusznie powiedziała Makota, że powinniśmy się czasem zastanowić, na spokojnie, i przemyśleć, a dopiero mówić. Tak, to dotyczy wszystkich.
Cóż, pani profesor, sądzę, że nie trafiłem w klucz?
Najnowsze komentarze