Ukochane dziecko Tatusia

Przeczytałem całkiem niedawno książkę pana Christophera Hitchensa zatytułowaną „Bóg nie jest wielki” (przy czym w tytule „bóg” pisane jest z małej litery – ale nie wiem czy prawidłowo zapisałbym, rozpoczynając tytuł z małej). Książka pod wieloma względami zaniepokoiła mnie lub oburzyła. Tu chciałbym się jednak skupić na jednym małym akcencie. Autor stwierdza w jednym miejscu, że religia „jest w stanie łączyć w sobie niewyczerpane pokłady służalczości i solipsyzmu”. Dalej tłumaczy coś, co wydaje mu się niedorzeczną sprzecznością: że ludzie religijni jednocześnie kajają się i tarzają w prochu, mówiąc o tym, że są niczym robaki, nic nie znaczące śmieci, a jednocześnie noszą w sobie nieprzebrane zasoby egoizmu i samouwielbienia – uważając się za wybrańców i namaszczeńców Bożych.

Oczywiście po pierwsze pan Hitchens nieco przesadza jeśli chodzi o jaskrawość używanych przezeń określeń. Ale nie da się zaprzeczyć, że ludzie religijni, a już z pewnością chrześcijanie (a już z pewnością z pewnością katolicy) są jednocześnie pokorni i uniżeni, jak małe drobinki, a jednocześnie pełni radości i nadziei, uważają się bowiem rzeczywiście za wybranych i jedynych w oczach Boga. I nam, nie tylko czytelnikom tej książki, lecz również czytelnikom tego bloga, mogłoby się z pewnością to zestawienie wydawać absurdem. I mnie wydawało się ono takie. Aż do momentu, gdy uświadomiłem sobie pewną podstawową prawdę głoszoną przez uczniów Chrystusa: Bóg jest Ojcem.

Ta krótka refleksja sprawia, że absurd przestaje być absurdem, a argument Hitchensa przestaje być argumentem. Oto bowiem mamy nas, jako małe dzieci, i Boga – jako naszego kochającego Ojca, jako kochającego Tatusia. Jak wyglądają więc prawidłowe, pełne miłości relacje między ojcem, a jego dziećmi? Otóż synek czy córka jest malutkim, bezbronnym i nic nie znaczącym robaczkiem, zdanym tylko na łaskę i niełaskę ojca. A jednocześnie jest kimś niezwykłym, jedynym i wspaniałym – świętym – bo ojciec go albo ją kocha tak, jak nikogo nigdy nie kochał. Pomyślmy sobie, że Bóg jest tak naprawdę kimś więcej niż ojciec. Zwykły, codzienny, ziemski tata posiada bowiem wiele wad. Bóg tych wad nie posiada. Tata posiada też zalety, które w Bogu są nieskończenie wyższe i lepsze. Bóg jest Ojcem wszystkich ojców, najwyższy z najwyższych. Jest wielokroć idealniejszy niż najidealniejszy tatuś.

Dlatego też Bóg darzy nas nieskończenie większą miłością niż jakikolwiek ziemski ojciec. I dlatego każdy z nas, mimo że sam malutki i kompletnie bezbronny, również nic nieznaczący, zyskuje niezwykłą, boską godność przez to, że jest dzieckiem Boga. I może do Niego wołać: Abba, Ojcze. Abba, Tatusiu.

Jednak nie zapominajmy o tym, że Bóg jest też Panem wymagającym. Hitchens pisze o tym w ten sposób: „patrząc z mojej perspektywy, jest to jak pragnienie koszmarnej formy dyktatury, choćby i dobrotliwej, lecz nie dającej się zreformować”. Tutaj jednak znowu zapominamy o tej podstawie: Bóg to Ojciec. Każdy tata, każdy rodzic, zwłaszcza rodzic kochający naprawdę, stawia swoim dzieciom wymagania. Po to, by się rozwijały, po to, by zdobywały wiedzę i doświadczenie, po to zaś zwłaszcza, by same uczyły się kochać naprawdę. Żadne małe dziecko nie ma zamiaru reformować „dyktatury”, wcale i absolutnie nie dobrotliwej, lecz dobrej, którą nakłada na niego jego tatuś. Bo w rzeczywistości nie jest to dyktatura – tylko zasady i wymagania. A najważniejsza z nich: kochaj tak, jak ja ciebie umiłowałem.

Bóg jest najlepszym i najmądrzejszym ze wszystkich Ojców. Jest też jednak Bogiem zazdrosnym (co wiemy jeszcze ze Starego Testamentu). Wydaje nam się to sprzeczne z ideą Boga – przecież „zazdrość też jest grzechem”, jak mówił Gordon. A jednak niesamowicie trafnie wytłumaczył mi to w zeszłym roku o. Salij, wykładowca od dogmatycznej. „Dlaczego moja żona jest zazdrosna? Przecież zazdrość jest złem – a chyba mam prawo pójść czasem do domu publicznego i kochać się z innymi kobietami”. Przykład wydał mi się trafny – i przytaczam go, choć tu Bóg przyjmuje raczej postać męża, niż ojca. Ale sądzę, że każdy mężczyzna świata jest jednocześnie i ojcem, i mężem na wzór Boga Najwyższego.

To nie jest więc tak, że jesteśmy kimś niesamowitym, jedynym w swoim rodzaju i potrafimy sami z siebie osiągnąć ogromne sukcesy. Nie jest też tak, że jesteśmy marnością świata i prochem na butach. Jest raczej tak, że jesteśmy małymi, niewiele znaczącymi sami przez się dzieciaczkami, którzy w Bogu zyskują nadprzyrodzoną, nieziemską godność, dzięki której możemy czuć się jedynymi, dokładnie tak samo, jak każdy inny człowiek.

Nie zrozumiemy tego jednak, jeśli nie zrozumiemy, że Bóg jest naszym Tatusiem. Że kocha nas bardziej niż najlepszy tatuś. I że należy mu się miłość większa niż najlepszemu tatusiowi.

Categories: Bóg i miłość | 14 Komentarzy

Zobacz wpisy

14 thoughts on “Ukochane dziecko Tatusia

  1. „Oczywiście po pierwsze pan Hitchens nieco przesadza jeśli chodzi o jaskrawość używanych przezeń określeń. Ale nie da się zaprzeczyć, że ludzie religijni, a już z pewnością chrześcijanie (a już z pewnością z pewnością katolicy) są jednocześnie pokorni i uniżeni, jak małe drobinki, a jednocześnie pełni radości i nadziei, uważają się bowiem rzeczywiście za wybranych i jedynych w oczach Boga.” Wiesz, zgadzam się z Tobą do pewnego momentu. Będę mówić tutaj za siebie. Ja sie nie uważam za wybraną i jedyną w oczach Boga. Jeśli będę mogła doświadczyć Jego łaski, Jego spojrzenia to będzie to z pewnością najpiękniejsze przeżycie. Teraz jestem jedną z wielu. Staram się, abym mogła zasłużyć na Jego miłość. Nie chcę być przepełniona bólem i smutkiem. Chcę ludziom dawać radość w taki czy inny sposób nawet jeśli czasem robię coś odwrotnego. Chcę się radować. Pokazywać, że będąc katolikiem można się cieszyć, radować, żartować, żyć. Cóż, jestem tylko człowiekiem(albo aż). Mam świadomość, że mnie kocha, ale nie chce być kimś na kim skupia swoją uwagę.
    „Oto bowiem mamy nas, jako małe dzieci, i Boga – jako naszego kochającego Ojca, jako kochającego Tatusia. Jak wyglądają więc prawidłowe, pełne miłości relacje między ojcem, a jego dziećmi? Otóż synek czy córka jest malutkim, bezbronnym i nic nie znaczącym robaczkiem, zdanym tylko na łaskę i niełaskę ojca.” Hm… ja wiem, że Bóg może wszystko, ale tak wracając do ziemskiego taty, to nie mogę powiedzieć o łasce czy niełasce. Przynajmniej ja.
    „Bóg jest najlepszym i najmądrzejszym ze wszystkich Ojców.” Zgoda.
    „I że należy mu się miłość większa niż najlepszemu tatusiowi.” Każdemu Ojcu należy się miłość bezgraniczna. Moje zdanie.

  2. fiolka

    Ja nie będę tego ani analizować, ani tym bardziej interpretować, gdyż książki nie znam, ale bardzo mi się to podoba. Nawet jest w jakiś sposób wzruszające i piękne.
    Brawo!

  3. Masq

    Pytanie: dlaczego Boga określa się mianem Ojca i dlaczego nie ma cech Matki?

  4. Ciekawe:) Ja czytałam książkę, w której pojawiła się interpretacja, że Bóg dla kobiety jest jak życiowy partner. Myślę, że coś jest w tych dwóch podejściach. Sprawia, ze Bóg staje się nam bliższy. :)

  5. ktoś

    Drogi Artdico, skąd pewność że Bóg jest tak naprawdę „Dobrym Ojcem” a nie jak w Starym Testamencie sprawiedliwym, ale i okrutnym stworzycielem? W tej notce piszesz tak jakby to drugie oblicze Boga nie istniało, mimo że sam przytaczasz wiele przykładów na jego okrucieństwo.
    Ale nie o tym chciałam napisać, a przynajmniej nie tylko o tym. Twój przykład na temat zazdrości nijak się ma do tego co wcześniej napisałeś. Zazdrość żony której mąż „kocha się z kobietami w domu publicznym” jest zazdrością czysto ludzką i mającą głębokie podstawy w psychice każdej kobiety. Zazdrość Boga wobec Izraelitów nie mogła mieć tak ludzkich podstaw. Dlaczego? Ponieważ Bóg jest Absolutem i nie ma w nim nic ludzkiego, a przynajmniej tak twierdzą jego wyznawcy. Poza tym zazdrość kobiety wobec jej niewiernego męża nie jest grzechem. Ma podstawy, które wynikły z grzechu popełnionego przez jej męża i jest jak najbardziej uzasadniona. Chcę jeszcze dodać, że zazdrość nie wynikająca z egoizmu i nie dająca żadnych korzyści nie powinna być traktowana na równi z łamaniem X przykazania.
    PS. kiedyś wspomniałeś że Bóg zsyła nam krzyż, aby nas doświadczyć. Czy tak postępuje dobry kochany Tatuś? Czy uważasz że On chce krzywdy „swoich dzieci” i czyni ich życie jeszcze trudniejszym z pełną premedytacją?

  6. ktoś

    Karii, w tym miejscu mam pytanie do Ciebie. Czy ty nie masz prywatnego życia i innych zainteresowań niż blog Artdico i komentowanie go?
    Jeżeli nie, to cóż żal mi Ciebie.
    Rozumiem że lubisz się kłócić, ale spór musi mieć konstruktywne podstawy. U Ciebie takowych nie widzę. Szukanie „dziury w całym” oraz wtrącanie się w spory innych jest nie na miejscu, prawda?
    Mam propozycję, odklej się od klawiatury, daj Artdico, Lolince i Makocie trochę spokoju i obejrzyj np obrady Sejmu, tam też się kłócą (niestety bez Twojego udziału). Polecam, codziennie na TVP3.
    Pozdrawiam…
    ktoś

  7. Michalina

    „Chcę jeszcze dodać, że zazdrość nie wynikająca z egoizmu i nie dająca żadnych korzyści nie powinna być traktowana na równi z łamaniem X przykazania.”
    w X przykazaniu nie ma mowy o zazdrości… więc dalsze odnoszenie się do tej części Ktosiowego komentarza chyba nie ma sensu…

    „Drogi Artdico, skąd pewność że Bóg jest tak naprawdę “Dobrym Ojcem” a nie jak w Starym Testamencie sprawiedliwym, ale i okrutnym stworzycielem? ”
    słowa nie są kierowane do mnie, ale jako teolog i katoliczka odpowiadam: bo się wychowaliśmy w „kręgu NOWO(!!)TESTAMENTOWYM” wszystkie Ewangelie, wypełnienie Starego Testamentu i jego logiczna konsekwencja oraz nauka Jzusa, w którą wierzymy – my katolicy. stąd ta pewność.

    tu jest pies pogrzebay.albo w coś się wierzy, przyjmuje jako swoje, albo nie. wiara i rozum. wiara, coś wewnętrznego, jakies przeświadczenie, jakaś pewna za którą się idzie. rozum – argumenty wypływające z wiedzy np naukowej.
    na tym blogu za dużo jest sprzeczek , w których się o tym zapomina. o tym, że wiara ma w sobie ten pierwiastek z tajemnicy. tego się raczej wytłumaczyć nie da.

    i dlatego – mimo teologicznego wykształcenia – nie wydaje mi się, aby dobrą argumentacją były słowa:
    „Jest raczej tak, że jesteśmy małymi, niewiele znaczącymi sami przez się dzieciaczkami, którzy w Bogu zyskują nadprzyrodzoną, nieziemską godność, dzięki której możemy czuć się jedynymi, dokładnie tak samo, jak każdy inny człowiek.”
    1. dzieciaczki +inny człowiek.
    lub:
    „I dlatego każdy z nas, mimo że sam malutki i kompletnie bezbronny, również nic nieznaczący, zyskuje niezwykłą, boską godność przez to, że jest dzieckiem Boga.”
    1. kompletnie bezbronny? kompletnie bezbronne są niemowlaki na ten przykład. to już jest nagięcie rzeczywistości…

    napisałam „mimo teologicznego …” Mt – ja rozumiem o co miało chodzić w przekazie, ale dobór słów w tym tekście wymknął Ci sie spod kontroli.

    może jeszcze Was nie uczulali – nie jest mądrze – mówiąc/pisząc o Bogu używać słów „Tatus” itp itd. „Jezusek”(mając na myśli nie Dziecię znalezione w żłóbku, a dorosłego Chrystusa)…”Bozia”…
    jeśli tego nie robili – zaczną o tym wspominać. nie bez racji. nawet jeśli będziesz uczył 9latka – wielkość pewnych wydarzeń czy osób należy ukazać doslownie.
    tu zaś mamy chyba styczność z czytelnikiem dorosłym. więc wszelki infantylizm słowny – może być b negatywnie odebrany i wręcz obrócony przeciwko autorowi.

  8. ktoś

    Michalino (jeżeli CIEBIE mogę tak nazywać) zgodzę się z Tobą jeżeli bierzemy pod lupę tylko i wyłącznie Nowy Testament. Bóg ukazany jest w nim, jako Ojciec miłosierny, dobry, zsyłający na Ziemię swego umiłowanego syna jako ofiarę za ludzkie grzechy. Jednakże Stary Testament jest również fundamentem wiary katolickiej np. Tablice Mojżesza.
    Pozdrawiam…
    ktoś

  9. „Karii, w tym miejscu mam pytanie do Ciebie. Czy ty nie masz prywatnego życia i innych zainteresowań niż blog Artdico i komentowanie go?
    Jeżeli nie, to cóż żal mi Ciebie.
    Rozumiem że lubisz się kłócić, ale spór musi mieć konstruktywne podstawy. U Ciebie takowych nie widzę. Szukanie “dziury w całym” oraz wtrącanie się w spory innych jest nie na miejscu, prawda?
    Mam propozycję, odklej się od klawiatury, daj Artdico, Lolince i Makocie trochę spokoju i obejrzyj np obrady Sejmu, tam też się kłócą (niestety bez Twojego udziału). Polecam, codziennie na TVP3.
    Pozdrawiam…
    ktoś”
    Ech, a widzisz już byłam cicho :) Moje życie prywatne zostaw mnie, bo to moja sprawa. Skoro znajduje czas, to znaczy , że albo mam go dużo, albo umiem nim dobrze dysponować. Poza tym pisałam ponieważ temat mnie zaciekawił i jak już się „tłumaczyłam” nie musiałam szukać dziury w całym. Nie wtrącałam się, a ustosunkowywałam się do komentarzy pisanych przede mną. Nie lubię oglądać obrad Sejmu, chociaż jestem w tych kwestiach dobrze zorientowana. Co do kłócenia się… ech, nieważne. Po prostu kiedy coś widzę to to mówię. Każdy może się do tego odnieść jak chce. A co do Makoty, bedzie trudno, mieszka za ścianą i uwierz mi na moje marne słowo, chociaż mamy inne zdania nie zmienia to faktu, że nie włazimy sobie na głowy czy nie odzywamy się do siebie. Poza tym już na koniec, troszkę otwartości, obeznania i umiejętności czegoś co w cudzysłowie można nazwać obroną, a i odrobinkę uśmiechu. Dobranoc :) !

  10. Michalina

    to moje imię, więc uzasadnionym jest zwracanie się do mnie w ten sposób :)

    si, oczywiście, S i N – Testamenty. jeden bez drugiego nie mógłby istnieć, one są wzajemnie mocno powiązane. JEDNĄ OSOBĄ, kilkoma „bohaterami”, Chrystus jest wręcz w wielkim stopniu wypełnieniem ST obietnic, zapowiedzi, proroctw.

    zachęcam do sięgnięcia do NT, wypowiedzi JChr, które podkreślają fakt, że z momentem Słowa Ciałem się stania – czyli wypełnienia przez Boga Jego zapowiedzi – zaczyna się nowy etap(dla „nowego ludu”), rolę miłosierdzia Boga podkreśla niejedokrotnie. kolejność wydarzeń i zapisków autorów(jak wierzymy) natchnionych nie jest przypadkowa. skoro tak i dlatego – trudno nam nie mieć wizji Boga jako miłosiernego Ojca. wymagającego – jak pisze Mt – i surowego mimo wszysko.

    wielu sobie tłumaczy, że skoro Zbawienie już się dokonalo (poprzez życie i śmierć Chrystusa)to nie ma co się przejmować, trzeba żyć na całego, bo przecież Bóg i tak mi wybaczy…

    miłosierny, ale nie głupi ani naiwny. Bóg. tak.

    widzisz – część ludzi ma wielkie problemy, rozterki wewnętrzne, bo ma w sobie obraz(często za sprawą biologicznego ojca)Boga jako surowego, wiecznie karzącego… i tu rodzą się poważne problemy, które rzutują na całe nieraz życie ludzkie. wieczne i nieuzasadnione tak naprawdę poczucie winy za prawie wszystko itp itd.
    część ma Boga za „dojną krówkę”. „daj daj daj”. ani „dziękuję” ani „przepraszam”… jak czegoś chcą to wiedzą gdzie iść po prośbie(modlitewnej), ale poza tym nie ma Go w ich życiu… albo prawie nie ma…
    są i tacy, którzy powtarzają, że skoro Bóg jest Miłością, to nieważne co zrobię – choćby najgorsze świństwo – Bóg wszystko mi wybaczy na końcu czasów… sama niejednokrotnie słyszałam taką argumentację. nie ukrywam – przerażającą jak dla mnie. to są szczyty pychy lub/i chyba jakiegoś zacofania… w wierze danego człowieka(jeśli tak to można ująć)…

    owszem, NT nie obala Starego, ale dla katolików żyjących tu i teraz – jest obowiązującym w treściach kształtujących postawy religijne…

    pozdrawiam również…

  11. gordon

    Miałem już tu nie pisać, ale ktoś pociągnął za sznurek.
    Nie chciałbym mieć takiego fajnego tatusia jakim jest bóg w starym testamencie. Okrutnik, rasista, morderca i niezdolny do wybaczania dzieciobójca. „Tatuś” raczej zamienił bym na „Husajn”.

    I nie wiem dlaczego jest zdziwienie że bóg ukazywany jest jako męszczyzna. Kobieta w piśmie świętym traktowana jest na równi z osłem, należący do swojego męża/ojca worek który można rzucić napalonemu tłumowi by sobie poużywał. Oczywiście za przyzwoleniem największego majestatu.

  12. gordon

    Miałem już tu nie pisać, ale ktoś pociągnął za sznurek.
    Nie chciałbym mieć takiego fajnego tatusia jakim jest bóg w starym testamencie. Okrutnik, rasista, morderca i niezdolny do wybaczania dzieciobójca. „Tatuś” raczej zamienił bym na „Husajn”.

    I nie wiem dlaczego jest zdziwienie że bóg ukazywany jest jako mężczyzna. Kobieta w piśmie świętym traktowana jest na równi z osłem, należący do swojego męża/ojca worek który można rzucić napalonemu tłumowi by sobie poużywał. Oczywiście za przyzwoleniem największego majestatu.

  13. gordon

    nie zdążyłem poprawić byka i wyszło 2 razy

  14. ktoś

    Michalino, rację przyznaję Ci w całej rozciągłości. Mam do Ciebie pytanie jako do teologa. Może się wydawać głupie, ale ani ja, ani nikt z moich znajomych nie jest w stanie dac na nie jednoznacznej, wiarygodnej odpowiedzi. Ad rem: człowiek na ziemi umiera i jego dusza odchodzi by być sądzona. Potem (po sądzie) dostaje się do nieba, czyśćca lub piekła. W biblii natomiast jest napisane że Jezus Chrystus zejdzie w Dniu Ostatecznym i będzie sądzić żywych i umarłych. Pytanie więc, czy ci którzy już wcześniej byli sądzeni będą musieli jeszcze raz stawić się na sądzie? A co jeśli „wyrok” będzie inny niż poprzednio? Czy to nie będzie dowód na omylność (i totalny brak organizacji) Boga? Czy to nie jest poza tym niesprawiedliwe by być sądzonym dwa razy za to samo? Nawet prawo ludzkie tego zabrania, a przecież prawo Boskie powinno być doskonalsze.

Dodaj komentarz