Wieczorynka z TVP1 została przeniesiona na TVP ABC i można mieć o to pretensje, ale na kanale „z bajkami” też daje się oglądać. Do pewnego stopnia niestety, bo przed samym zakończeniem pojawia się aktorka z książką i czyta przed spaniem w ramach tego, że cała Polska czyta dzieciom. Sam pomysł nie jest przecież zły, nawet wykonanie ciekawe, ale niekiedy, słysząc treść, można popaść w zdumienie.

Cała Polska nie czyta dzieciom klasyki literatury, baśni – choćby w ich złagodzonej wersji – czy starych, wiecznie aktualnych powieści dla najmłodszych. Nie, cała Polska czyta bajki psychologiczne, mające przekazać pseudomądre treści za pomocą historii nie dotyczących spersonifikowanych zwierząt, lecz wyrwanych z niby-prawdziwego świata ludzi. I oto w sobotę aktorka Marietta Żukowska przedstawiła opowiadanie „O sklepiku pani Żurawiny”.

Główni bohaterowie to czworo dzieci z niecierpliwością oczekujących na koniec lekcji, gdyż są stęsknione za szkolnym sklepikiem. Sklepik, nieczynny od tygodnia ze względu na remont, ma rozłożyć przed nimi niekończącą się paletę słodyczy, lizaków, chipsów i kolorowych napojów. Zdziwienie dzieci jest wielkie, gdy biegną do sklepiku i widzą, że zamiast „Słodkiego kącika” są „Witaminy u Żurawiny”. Kiedy próbują udowodnić, że nie są zwierzętami i nie zamierzają karmić się trawą, sprzedawczyni raczy ich tekstem:

Nie jesteście też koszami na śmieci. Nie możecie zjadać jedzenia, w którym są kopalnie soli, cukrownie, fabryki wzmacniaczy smaku, spulchniaczy i barwników, a źródeł witamin i składników mineralnych jest tyle co kot napłakał.

Po czym informuje, że od dziś, zamiast „słonych i słodkich śmieci”, można zjeść owocową lub warzywną tęczę albo kanapkę z warzywnym pasztetem, a wszystko to popić lemoniadą z kiwi, jabłek i pietruszki. Dzieci postanawiają spróbować nowości i – o dziwo – są nimi zachwycone! Wszyscy w szkole piją zieloną „lemoniadę”, a dyrektor ogłasza, że uczniowie wolą tabliczkę mnożenia od tabliczki czekolady, a ponieważ od tajemniczej mikstury chce się biegać i skakać, to on sam pod koniec roku zrobi podwójne salto.

Jeśli dzieci posłuchają podobnej „bajki” ze spokojem, to ich rodzice – znający aktualną sytuację polityczną – przyjmą ją z całkowitym zdumieniem, a nawet przerażeniem. Przecież to paskudna propaganda! Więcej, nie jest to nawet propaganda, nie jest to próba przekonania dzieci do jedzenia warzyw i omijania słodyczy. To jest zakłamywanie rzeczywistości.

Wiadomo bowiem przecież, w jaki sposób została przyjęta wprowadzona w wakacje ustawa żywnościowa w szkołach. Sklepiki się zamykają, bo nikt nie chce tak naprawdę kupować wafli ryżowych i koktajli z pietruszki. Dzieci przynoszą własny cukier i sól albo biegają na przerwach do pobliskiego sklepu. Niektórzy starsi uczniowie rozdają na korytarzach kawę i burgery z fast foodów. A minister Kluzik-Rostkowska w panice negocjuje drożdżówki. Tymczasem dowiadujemy się o wyimaginowanej placówce, w której uczniowie brak słodkości przyjmują z rozkoszą, przełykając pasztet z warzyw i lemoniadę z zieleniny, a sprzedawczyni do spółki z dyrektorem fikają koziołki. I nie wierzymy własnym uszom.

Rzeczywistość przekłamuje autorka książki Joanna Krzyżanek, czytająca ją aktorka Marietta Żukowska i telewizja publiczna, która zamiast mądrze edukować, sieje kłamliwą propagandę. Niestety, nie jest to sposób na przekonanie dzieci do jedzenia warzyw. Za to świetnie sprawdza się przy wkurzaniu rodziców.
____________________________________

Wpis został opublikowany na portalu wPolityce.pl pod tytułem Rządowa propaganda w dobranocce dla najmłodszych”, http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/268845-rzadowa-propaganda-w-dobranocce-dla-najmlodszych

We wpisie wykorzystano zdjęcie zamieszczone przy tym artykule na wPolityce.pl, zaczerpnięte ze strony freeimages.com