Monthly Archives: Kwiecień 2016

Kontrowersje z edukacją integracyjną

integracjaGruchnęła wiadomość: PiS chce izolować dzieci niepełnosprawne! To wywoła brak szacunku innych osób do niepełnosprawnych i utrudniony start tych drugich w dorosłe, zawodowe życie! Wiadomość rozpowszechniła Gazeta Wyborcza, po tym, jak wiceminister edukacji narodowej Teresa Wargocka stwierdziła, że pojawiają się różne pomysły rozwiązań dotyczących uczniów z niepełnosprawnością i jednym z nich – proponowanym przez rodziców – jest utworzenie w szkołach masowych osobnych klas dla osób niepełnosprawnych.

Nie zamierzam dementować legendy, która od wczoraj narosła wokół tej neutralnej wypowiedzi, ponieważ naprawdę szkoda skupiać się na poziomie manipulacji uskutecznianej przez media pokrewne Gazecie Wyborczej. Sądzę raczej, że należy zastanowić się, czy rozwiązanie poddane pod rozwagę przez panią wiceminister jest aż tak bardzo pozbawione sensu.

Przede wszystkim należy podkreślić, że nie mówi się tu raczej o osobach sprawnych intelektualnie, ale np. jeżdżących na wózku inwalidzkim. Albo nawet o wybitnych intelektualnie autystykach – a są i tacy. Mowa jest o osobach z niepełnosprawnością intelektualną (która do niedawna nazywana była upośledzeniem, ale zmieniono nazewnictwo, by jeszcze bardziej „nie oceniać” i „dawać równe szanse”). Mamy człowieka – lub grupę ludzi – którzy posiadają niższe niż przeciętne zdolności uczenia się oraz rozumienia kwestii, które mają poznać. Często występują przy tym różnorakie wyniesione z domu lub wywołane samą chorobą zaburzenia zachowania. Niepełnosprawność intelektualną dzieli się na cztery kategorie: lekka, umiarkowana, znaczna i głęboka. Wylicza się ją za pomocą testów IQ, ale i rozpoznaje na podstawie ogólnego poziomu funkcjonowania. I nawet jeśli mamy do czynienia tylko z niepełnosprawnością w stopniu lekkim – takie dzieci mają tę samą podstawę programową i takie same przedmioty w szkole – to i tak rozbieżności między uczniami są ogromne. Jeden będzie „prawie w normie”, a dugi – „prawie umiarkowany”.

Od pięciu lat uczę w szkole specjalnej. Jestem nauczycielem języka angielskiego – dlatego nauczam w klasach z lekką niepełnosprawnością. Miewałem też religię w klasach z głębszą niepełnosprawnością intelektualną (umiarkowana i znaczna). W naszej szkole są wszystkie typy uczniów: od tych z zespołem Downa czy z porażeniem mózgowym, poprzez autystyków słabo funkcjonujących, autystyków funkcjonujących na wysokim poziomie, aż po dzieci z rodzin patologicznych. Uczniowie prezentują całe spektrum niepełnosprawności, sprzężeń i trudnych zachowań. Uczenie w klasie tylko czteroosobowej (angielski, tu mam szczęście, jest dzielony na grupy), w której jeden uczeń jest bardzo zdolny, drugi przeciętny, a dwoje prezentuje poziom bliski zeru, to orka na ugorze. Obowiązek skupienia się indywidualnie na każdym uczniu przynosi kolejne problemy, bo ci zdolniejsi mają pretensje, że mniej się wymaga od słabszych, a słabsi – że częściej się ich odpytuje i bardziej przyciska do pracy. A jeśli klasy są za małe, organ nadzorujący każe nam łączyć oddziały. To oznacza, że np. klasa II i III gimnazjum stanowią jeden oddział i większość nauczycieli (nie licząc mnie) musi przez 45 minut przeprowadzić dwa tematy, skupiając się przy tym indywidualnie na każdym uczniu. Jednocześnie dać „równe szanse” każdemu i jednocześnie zrealizować podstawę programową, przygotowując wszystkich do egzaminu gimnazjalnego (na dostosowanym poziomie).

Przy tym – oprócz deficytów intelektualnych – pojawiają się najróżniejsze trudne zachowania. Wulgaryzmy, ataki na kolegów, bicie, poniżanie, często zaczepianie nauczycieli. Oczywiście takie zachowania są normą również w innych szkołach. Ale połączenie tego z niepełnosprawnością intelektualną wzmacnia efekt, nawet jeśli klasy są mniejsze. Nauczyciele, pedagodzy, psycholodzy i dyrektor muszą sobie z tym radzić, co jest oczywiście możliwe, choć często nie można na przykład liczyć na pomoc rodziców.

A teraz wyobraźmy sobie klasę integracyjną. Piętnaścioro dzieci w normie intelektualnej plus do pięciorga z niepełnosprawnością. Nawet jeśli w takiej klasie pojawia się nauczyciel wspomagający, opiekujący się szczególnie dziećmi niepełnosprawnymi, to lekcja automatycznie jest utrudniona. Nauczyciel musi zrealizować temat z uczniami w normie, z których również część wykazuje szczególne zdolności, a część albo słabuje, albo im się nie chce. I tu też trzeba zwrócić szczególną uwagę na każdego ucznia. A do tego kilkoro uczniów, którzy tego, co jest tłumaczone ich kolegom, nie są w stanie zrozumieć w stopniu nawet minimalnym. Dlatego z uczniami o obniżonym ilorazie inteligencji trzeba przeprowadzić osobny temat – wszystko to mieszcząc w 45 minutach lekcji. Słyszałem opinie kilkorga nauczycieli z klas integracyjnych i twierdzą oni, że to naprawdę bardzo trudne zadanie. Często wątpią w zasadność istnienia takich klas. Podobnie jak rodzice, których opinię przytoczyła wiceminister Wargocka.

Opinia publiczna i wiele innych osób kontestujących „dobrą zmianę” PiS krzyczy, że takie wydzielanie osobnych klas dla uczniów niepełnosprawnych to uderzenie w ich godność, narażenie na poniżenie i nierówny start w życiu. Rzeczywistość jest odwrotna. Godność uczniów, którzy mogą mieć zajęcia skierowane szczególnie do siebie, na właściwym sobie poziomie, na których to, co na tablicy, nie jest czarną magią, znacznie się zwiększa. Uczniowie niepełnosprawni narażeni są na poniżenia zarówno w klasie, w której uczą się tylko oni (ze strony tych „lepszych” kolegów, którzy nie wiedzą, czemu są w tej klasie), jak i w klasie integracyjnej (bo i w takich spotyka się „lepszych” uczniów). Faktu narażenia na poniżenie ze strony zarówno osób w normie intelektualnej, jak i tych z obniżonym IQ, nie zmieni to, że przeniesiemy chore dziecko do klasy integracyjnej. I wreszcie postulat równego startu. Osoby z niepełnosprawnością intelektualną nie mają żadnej szansy na równy start w życiu. Skupiając na nich szczególną uwagę jesteśmy w stanie zapewnić im optymalny start, taki, na jaki pozwala ich poziom intelektualny. Ale posadzenie ich w ławce z kolegą w normie i zapisanie im na tablicy wzoru tworzenia zdań w czasie past perfect continuous nie sprawi, że w jakiś magiczny sposób nauczą się mówić po angielsku i w przyszłości zostaną profesorami anglistyki. Zamiast więc trzymać ich w sali na lekcji z całek, lepiej byłoby skupić się na nauczeniu ich tego, czemu intelektualnie podołają. Fizyka kwantowa nie przyda się osobie, która ma trudności z czytaniem i pisaniem, ale podstawy wykonywania różnych zadań manualnych już tak. A tego się w klasie integracyjnej nie osiągnie.

Kiedy mam nauczyć angielskiego kilka osób z niepełnosprawnością intelektualną, nie skupiam się na większych zawiłościach gramatycznych. Moi uczniowie pod koniec gimnazjum znają cztery angielskie czasy (present simple, present continuous, past simple i future simple), choć zazwyczaj jest to znajomość bardzo powierzchowna. Kiedy naciskam na moich uczniów, by włożyli więcej pracy w poznanie języka, to nie widzę ich jako wybitnych anglistów albo zdających certyfikaty. Widzę ich jako pracowników McDonalda na saksach w Wielkiej Brytanii, w miejscu gdzie wielu znajomych zarabia więcej niż ja jako nauczyciel. I nie wyobrażam sobie, że łatwiej by mi było przekazać im wiedzę na podstawowym poziomie, gdybym musiał się w tym samym czasie skupić na piętnastce uczniów, którzy wymagają i potrzebują więcej.

A teraz wyobraźmy sobie, że nasze dziecko poszło do szkoły. I w klasie jest taki jeden chłopak, który głośno krzyczy, ciągle histeryzuje, zaczepia i bije, wyzywa kolegów, rozbiera się nagle do naga albo sika pod tablicą. Czy my, bardzo tolerancyjni i wspierający różnorodność rodzice, nie zażądalibyśmy przeniesienia tego ucznia, by nie narażać naszego własnego dziecka na szwank? Niektórzy uczniowie z niepełnosprawnością intelektualną tak właśnie mają. To są ich zachowania, nad którymi da się zapanować w małej klasie albo na zajęciach indywidualnych. Ale trudno się skupić na blokowaniu podobnych akcji w czasie, kiedy wybitne intelektualnie jednostki czekają na wlewanie im wiedzy do głowy.

Nie jestem przeciwnikiem klas integracyjnych. Niepełnosprawność ruchowa, niewielkie zaburzenia słuchu i wzroku, czasem ADHD – to są takie niepełnosprawności, które da się łatwiej lub trudniej zintegrować z dziećmi zdrowymi. Ale zaburzenia zachowania czy obniżony iloraz inteligencji to przypadłości, których łączenie z dziećmi w normie najczęściej działa na niekorzyść zarówno osób niepełnosprawnych, jak i pełnosprawnych. I nadal nie pochwalam słów, których Janusz Korwin-Mikke użył na określenie klas integracyjnych – których tu nie przytoczę – ale jednocześnie rozumiem istotę jego myśli. Dla uczniów z obniżonym ilorazem inteligencji jest lepiej, gdy mają własną, dostosowaną do nich placówkę. Podobnie jak dla tych z IQ w normie.

____________________________________

We wpisie zastosowano ilustrację „Integracja”. Źródło ilustracji: http://sp3.gryfice.eu/

Categories: Świat i Kościół | Tagi: , , , , | Dodaj komentarz